Gdy NFOŚiGW ogłosił pierwszą falę dofinansowań, pojawiły się narzekania, że próg wynoszący 125 000 złotych to za mało, żeby kupić sensowny samochód elektryczny. Okazało się jednak, że wyższy próg stał się mieczem obosiecznym. Teraz, gdy zniesiono ograniczenie maksymalnej ceny, dystrybutorzy przestali walczyć o odbiorcę. Właśnie dostaliśmy od rozżalonego Czytelnika kolejną wiadomość w tej sprawie.
„Skorzystaj se z dofinansowania albo zmykaj”, czyli o złych stronach dopłat do elektryków
Spis treści
W III kwartale 2021 roku w wynikach niemieckich producentów samochodów objawił się pewien paradoks. Choć sprzedawali dużo mniej aut (bo niedobór półprzewodników), to ich przychody albo spadły minimalnie, albo też wręcz wzrosły. Jak to możliwe? Klienci przychodzi do salonów zdesperowani, nie negocjowali cen, brali wszystko, co było dostępne od ręki, ogólnie: rządził sprzedawca.
Podobną sytuację mamy teraz w Polsce. Przy poprzednim progu dopłat do akt elektrycznych ustawionym na 125 000 złotych dystrybutorzy stawali na głowie, żeby zaoferować samochody, które się w nim zmieszczą. Nagle okazało się, że można obniżyć ceny aut, które dzień wcześniej „salon sprzedawał ze znikomą marżą, prawie stratą”.
Teraz, gdy próg powędrował do góry do kwoty 225 000 złotych (auta osobowe) lub w ogóle znikł (auta osobowe z Kartą Dużej Rodziny, pojazdy dostawcze), sytuacja zmieniła się diametralnie. Nasz Czytelnik, który chciał w zeszłym roku kupić Opla Vivaro-e, mógł na niego dostać zbliżony rabat, jak na wersję z silnikiem Diesla. Teraz? Żaden elektryk z tej rodziny z dawnej Grupy PSA nie jest już dostępny ze zniżką, choć przy dieslach rabat pozostał. Salony mówią wprost: „chcesz kupić elektryka, weź dofinansowanie NFOŚiGW”.
Opel Vivaro-e, przykładowy elektryk, na który w roczniku modelowym (2022) nie dostaniemy już rabatu, choć jeszcze kilka miesięcy temu można było uzyskać zniżkę (c) Opel
W efekcie człowiek/firma płaci więcej, żeby w bliżej nieokreślonej przyszłości dostać jakiś zwrot. O ile oczywiście pani Danusia z BOŚ między kawką a Pudelkiem nie odrzuci wniosku, bo ostatni zawijas w podpisie jakoś tak nieprzyzwoicie sterczy w górę… Podobnie jest przy samochodach osobowych: słyszycie, że powinniście brać, co jest, i cieszyć się, że samochód może dostaniecie w tym roku. Nie podoba Wam się wnętrze lub wyposażenie? Żaden problem, „właściwie i tak wszystkie egzemplarze się już wyprzedały”.
Jak sobie z tym poradzić?
Osoby, które muszą mieć auto już teraz, mogą jedynie zacisnąć zęby i zgodzić się na warunki dyktowane przez rynek. Ogólnie na świecie może być z czasem trochę taniej, ale producenci i salony zrobią wszystko, żeby obecna sytuacja trwała jak najdłużej. Na pewno nie pomoże nam rosnąca inflacja.
A kto chce i może mocno zaprotestować przeciwko atakom przypuszczanym na nasze portfele, powinien rozważyć zakup Tesli. To jedyny producent, który wydaje się oferować samochody za rozsądne pieniądze, który wszystkich traktuje jednakowo (brak rabatów), który nie kształtuje strategii cenowej „pod dopłaty”, lecz w sposób określony szerszymi planami (potencjalny dowód).
Oczywiście Tesla nie jest żadną opcją dla osób szukających samochodu dostawczego albo po prostu alergicznie reagujących na Muska i jego firmy.