Pan Mariusz napisał nam, że gdy pod koniec 2020 roku wszedł na stronę Elektrowozu, zapalił się do pomysłu nabycia auta elektrycznego. Artykuł o wyprzedaży BMW i3 po Innogy Go sprawił, że zdecydował się na właśnie taki model. Po miesiącu eksploatacji w warunkach miejskich wybrał się do… Chorwacji. W internecie aż roi się od pytań z rodzaju „Czy samochodem elektrycznym dojadę do Chorwacji”, więc poprosiliśmy go o opisanie swojej przygody.
Tytuły i śródtytuły pochodzą od Elektrowozu. Reszta materiału została zredagowana i lekko skrócona. Samochody po Innogy Go to BMW i3 94 Ah, a więc z bateriami o pojemnościach 27-30, średnio około 28,5 (33) kWh. Ich realny zasięg wynosi około 183 kilometrów, ale przy spokojnej jeździe bez problemu da się pokonać ponad 200 kilometrów.
Po miesiącu jazd BMW i3 tylko po mieście wybrałem się na długą zagraniczną wyprawę:)
Spis treści
Kiedy czytałem artykuły i oglądałem filmy o podróżach elektrykami, marzyłem, że sam wybiorę się w taką podróż. Kupiłem auto używane, więc miałem świadomość, że przed wyjazdem muszę zadbać o nowe opony oraz własny kabel do ładowania. Bezpieczeństwo to priorytet. Znajomi tylko kiwali głowami i wyśmiewali się z mojego pomysłu. Znali zasięg BMW i3 na baterii, więc dochodzili do wniosku, że taka przygoda będzie trudna do zrealizowania. Nawet nadali nazwę mojej wyprawie z oczywistym nawiązaniem do Verne’a: W 80 dni do Chorwacji i z powrotem.
Żona zgodziła się na podróż pod warunkiem przedstawienia jej planu stacji ładowania wzdłuż trasy z co najmniej 30 kilometrowym zapasem energii. Jak zwykle mądra i rozsądna. Syn z kolei obawiał się o komfort jazdy: nie należę do filigranowych osób, a on jest 16-latkiem mającym 180 centymetrów wzrostu.
W sobotni poranek wymieniłem opony i odebrałem kabel do ładowania. Wieczorem o godzinie 22 zwolnił się pokój w hotelu w chorwackiej miejscowości, do której od lat jeździliśmy autem spalinowym. Decyzja była natychmiastowa, Żona wymogła tylko na mnie, aby wyjazd był dopiero w poniedziałek, żeby miała czas na spakowanie naszej trójki. Wiadomo, bagażnik BMW i3 ma 260 litrów pojemności…
Cel: jechać spokojnie, ładować za darmo
Kiedy tworzyłem swoją trasę, warunkiem był zasięg, ale także możliwość jak najtańszego oraz darmowego ładowania. Nie chodziło mi o jakąś nadmierną oszczędność, po prostu planowałem wykorzystać przywileje, które mają samochody elektryczne. Wykupiłem abonament w GreenWay Polska, ściągnąłem też wszystkie aplikacje potrzebne do ładowania na trasie przejazdu. Do pokonania było 1 320 kilometrów.
Pierwszy postój na trasie w Piotrkowie Trybunalskim pozwolił nam dojechać do Tych, gdzie jest darmowa stacja przy Kauflandzie. Granicę przekraczaliśmy w Zwardoniu. Na Słowacji liczyliśmy na darmowe stacje Slovnaft, ale okazało się, że przejął je węgierski operator MOL Plugee, więc stacje stały się płatne. Wykorzystaliśmy więc łądowarkę GreenWay SK w Żylinie (centrum handlowe Aupark), następnie dla bezpieczeństwa na parkingu Empark i przed granicą węgierską w Bratysławie (również centrum Aupark).
Na Węgrzech ładowaliśmy się tylko raz, odpłatnie, przez Mobiliti, 80 forintów/1 min. W Chorwacji korzystaliśmy z darmowych stacji Elen, w tym na ostatniej ładowarce przed zjazdem na wyspę Krk. W docelowej miejscowości Baška zostało nam 62 procent baterii, więc mieliśmy zapewniony powrót do ewentualnej darmowej ładowarki. Ale przy hotelu też był słupek, z którego mogliśmy uzupełniać energię za darmo 😉
Koszty
Całkowity koszt energii na trasie z- i do Chorwacji (2 640 km) wyniósł nas około 220 złotych, co stanowi równowartość mniej więcej 41 litrów oleju napędowego. Dodajmy, że kupiliśmy abonament GreenWay Max ze zniżką 50 procent, co wyniosło nas około 75 złotych za dwa miesiące, więc przy podsumowaniu wakacji tę kwotę trzeba będzie dodać do kosztów energii (stan na dziś, jeszcze się zmieni: 220+75 = 295 zł = 55 l ON).
Oprócz tego musieliśmy kupić winietę słowacką (10 euro), węgierską (równowartość około 50 złotych) i zapłacić za chorwacką autostradę – ale tego ostatniego kosztu nie pamiętam, nie uwzględniłem go więc w rachunkach. Zresztą: kierowcy samochodów spalinowych też kupują winiety, więc kwoty będą takie same albo wyższe.
Wrażenia
Podróż elektrykiem była inna niż samochodem spalinowym. Mandatów za szybkość się nie spodziewam, to był mój pierwszy wyjazd, podczas którego nie przekraczałem ograniczeń 🙂 Na autostradzie jechałem z prędkością 90-100 km/h, bo wtedy zasięg był optymalny. Postoje na ładowarkach trwały do 30 minut, nie były więc uciążliwe. Najlepsze było to, że na wielu stacjach było kilka stanowisk i zawsze znalazło się wolne miejsce.
Tak, podczas całego przejazdu pojawił się jeden kryzysowy moment. Z domu wyjechaliśmy ze spóźnieniem wynoszącym 2,5 godziny, nie mieliśmy zarezerwowanego noclegu po drodze, więc kiedy po północy znaleźliśmy się na Węgrzech, mieliśmy już przed oczyma wizję postoju i odpoczynku w polu kukurydzy. Na szczęście udało nam się trafić na motel, odpoczęliśmy i w dalszą podróż ruszyliśmy rano. Przez opóźnienie nie zwiedziliśmy niczego, ale następnego dnia byliśmy w Chorwacji i zjedliśmy przepyszne owoce morza. 🙂
Tuż przed przybyciem do celu zrobiłem zdjęcie liczników: pokonaliśmy 1 315 kilometrów ze średnim zużyciem 13,2 kWh/100 km i średnią szybkością 71,1 km/h. Całkowity czas jazdy wyniósł około 19 godzin.
Nie chcę lukrować, ale mam wrażenie, że ta podróż była spokojniejsza i mniej nerwowa od poprzednich. Nie spieszyliśmy się. Mieliśmy czas na podziwianie pięknych krajobrazów, choć trzeba przyznać, że ładowarki są przy centrach handlowych i na stacjach paliw, więc w czasie ładowania zwiedzania nie ma.
Czy pojechalibyśmy jeszcze raz? Oczywiście, że tak! W planach mamy jeszcze wyprawę do Rumunii, ale nie wiem, czy damy radę w tym roku 🙂
Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: widzimy, że BMW i3 to wyjątkowo wdzięczne auto do krótszych i dłuższych podróży :). Dziękujemy za fantastyczny zapał i relację. Nie wiemy, czy odważylibyśmy się na wyruszenie w taką wyprawę bez samochodu o zasięgu co najmniej 300-400 kilometrów (Kia e-Soul, e-Niro, VW ID.3/ID.4 77 kWh, Tesla Model 3 LR itd.), ale z drugiej strony przy takim zasięgu to już chyba nie ma przygody. 🙂