Uważam, że ludzie, którzy robią durnoty, żeby tylko zaistnieć w internecie, na Instagramie czy TikToku, to prawdziwy rak sieci. Nowotwór złośliwy, dosłownie. Nie opisuję ich zgodnie z zasadą stop making stupid people famous. Ale dziś jednego takiego głupka Wam opiszę. Wyjątkowo, na zasadzie przestrogi. Tym głupkiem jestem ja.

Inżynier mnie nie przewidział

Od wczoraj testuję Audi Q4 e-tron 50 Quattro, pierwszy model na platformie MEB z napędem na obie osie, z jakim mam do czynienia. Wrażeniami podzielę się na dniach – dużo dobrych i bardzo dobrych, trochę takich sobie – więc jeśli macie pytania odnośnie samochodu, to możecie śmiało zadawać je poniżej lub na forum Audi Q4 e-tron.

A moja przestroga wygląda tak. Otóż wczoraj, w czwartek 2 grudnia znalazłem się pod Kutnem, żeby przetestować stację ładowania Ionity w Kaszewach Kościelnych. Stacja nie działała, zobaczyłem to nieco wcześniej w aplikacji, ale mimo wszystko do niej podjechałem – miałem więc to szczęście, że byłem na miejscu, gdy zjawili się technicy, żeby ją naprawić (około godziny 13.00).

Później pojechałem nieco dalej. Zaparkowałem. Mam taką zasadę, że telefon ZAWSZE noszę w prawej kieszeni, a pieniądze (jeśli mam), klucze od domu i od samochodu ZAWSZE w lewej kieszeni. Portfela nie noszę, bo nie mam. Do klockowatego telefonu w prawej kieszeni przywykłem, w samochodzie go zwykle wyjmuję, bo nawigacja czy ładowanie. Kluczy z lewej kieszeni też staram się pozbywać, bo są duże, nieforemne, kłujące. Przekładam je często do wewnętrznej kieszeni marynarki lub tego, co mam na koszuli, żeby mieć je na podorędziu, na haczyku, siedzeniu, wieszaku.

W czwartek zrobił się zimno i wietrznie, więc na marynarkę narzuciłem kurtkę. Kluczyki od samochodu przerzuciłem do kieszeni kurtki. W ten sposób wydałem na siebie wyrok.

Kluczyk w bagażniku to kluczyk zbyt daleko od czujników? Nic się nie otworzyło

Gdy wróciłem do auta, kluczyki miałem w kieszeni, więc klapa oczywiście się otworzyła. Zdjąłem plecak i kurtkę, wraz ze statywem wrzuciłem je do bagażnika. Kliknąłem przycisk klapy, poszedłem do drzwi kierowcy i kiedy chwyciłem za klamkę, usłyszałem dźwięk blokującego się zamka klapy. Zmroziło mnie, bo uświadomiłem sobie, że kluczyki zostały w lewej kieszeni kurtki. W bagażniku, który się właśnie zamknął i zaryglował.

„Dobra”, pomyślałem, „bez paniki. Kluczyk jest w obrębie samochodu, więc czujniki na pewno go wykryją i otworzą mi auto, gdy zechcę do niego wejść”. Klikam przycisk na klapie bagażnika, macham nogą – mhm, akurat! Na spokojnie idę do klamki, chwytam ją, ciągnę – taaa, chciałbyś, koleżko! Odchodzę i wracam, „żeby samochód wykrył”, i w tych nerwach dopiero po drugim razie sobie uświadamiam, że przecież kluczyk jest w środku, więc mogę nawet oblecieć świat balonem i niczego to nie zmieni.

Jest zimno, przenikliwy wiatr, a ja zostałem na zewnątrz w koszuli, lekkiej marynareczce i czapce [zdjęcie na otwarciu jest pozowane]. Cudem jest to, że jeszcze mam w kieszeni telefon i trochę gotówki, bo przecież mógłbym go zostawić w kabinie… Dokumenty zostały w środku. Kamery i cały sprzęt został w środku. Laptop, plecak, WSZYSTKO zostało w środku (co normalnie mi się nie zdarza, bo nie chcę kusić licha). Jestem sam. 135 kilometrów od domu. Na granicy Kutna. Bez nikogo, kto mógłby mi przywieźć ten kluczyk.

„Przepraszam, zabrakło mi do biletu, czy poratowałaby mnie pani 2 złotymi?”

Dzwonię do salonu, w którym odebrałem auto, a tam się okazuje, że w Warszawie drugiego kluczyka nie ma… Może są w Poznaniu, w polskiej centrali Audi. Oczyma wyobraźni widzę siebie biegnącego na dworzec, ganiającego po Poznaniu i… nie, nie ma takiej opcji, nie wystarczy mi pieniędzy na powrót. Czyli zostawiam wszystko, jadę do Warszawy, ten kluczyk może zostanie przywieziony następnego dnia (piątek), a MOŻE kiedyś tam, jeśli został w fabryce w Neckarsulm.

/na marginesie: to Neckarsulm to pomyłka, akurat Audi Q4 e-tron powstaje w Zwickau, od niedawna też w Brukseli, obok dużego e-trona/

Na szczęście okazuje się, że kluczyki SĄ w Poznaniu i następnego dnia ktoś jedzie stamtąd do Warszawy, może je podrzucić. Muszę tylko przetransportować się najpierw do Warszawy, by dzień później wrócić do Kutna, gdy będzie można otworzyć samochód. Cieszę się, że to Kutno, z którym mam dobre połączenie kolejowe, a nie na przykład Wałbrzych, Lębork czy Zaklików. Bo już miałem przed oczyma kolejną wizję, siebie chodzącego po dworcu i zaczepiającego ludzi z taką oto kwestią: „Przepraszam, zabrakło mi 2 złote do biletu, poratowałaby mnie pani?”

W nocy ze zdenerwowania nie mogę spać. A co, jeśli kluczyk rozmawiający nieustannie z samochodem (bo są blisko) spowoduje rozładowanie akumulatora? A co, jeśli auto odrygluje się w nocy i przy okazji otworzy klapę bagażnika? Ta torba z laptopem, plecak ze sprzętem elektronicznym, ubrania pięknie widoczne i kusząco podświetlone. No i kluczyk w kieszeni kurtki, drugi telefon w kabinie – nic, tylko korzystać, wsiadać, odjeżdżać. Sprawa z zakładem ubezpieczeniowym przegrana, bo przecież TO JA zostawiłem kluczyk przy aucie – ponad 300 tysięcy złotych w plecy. Dramat.

Dramat podwójny jest taki, że bilety kolejowe mogę kupować tylko w kasie PKP. Przy zakupie przez internet wymagany jest dowód tożsamości, bo bilety są imienne. A w kasie nigdy nie wiadomo, czy w pociągu nie zabraknie miejsc.

Ludzie są dobrzy, życzliwi, pomocni. Z samochodami bywa różnie

Na szczęście następnego dnia moje problemy się kończą. Miły Pan Grzegorz przelotem zostawia mi kluczyk na pobliskiej recepcji zakładów Polfarmex (pozdrowienia dla Panów i Pani, dziękuję!). Przyjeżdżam, odbieram go, oczywiście na gębę, bo nie mam przy sobie ŻADNYCH dokumentów. Na szczęście jeden z Panów kojarzy mnie z poprzedniego dnia. Są zainteresowani samochodem, widzą, że elektryczny, a ja w myślach załamuję nad sobą ręce, jakie wystawiłem mu świadectwo. Głupi ja.

Wsiadam. Od tej chwili wszystko już idzie zgodnie z planem. Uff.

I tylko nadziwić się nie mogę, że ktoś nie przewidział, że prędzej czy później trafi się taki roztargniony człowiek, który wrzuci kluczyk w kurtce czy torbie do bagażnika. Że wtedy wystarczyłoby 15 sekund przed ryglowaniem zamków, żeby ktoś zorientował się, jaki błąd popełnił. Lub wymuszenie instalacji aplikacji w telefonie przy pierwszym kontakcie z samochodem. Czy choćby otwieranie klapy bagażnika, skoro auto wie, że kluczyk leży w środku.

Tłumaczę sobie moją wpadkę tym, że prawdopodobnie padłem ofiarą zabezpieczenia, dzięki któremu Audi Q4 e-tron nie da się ukraść metodą „na gameboya” (będzie o tym jeden z następnych artykułów; jest lekko przerażający, zobaczycie). Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by było, gdyby to był jeden z egzemplarzy z jednym kluczykiem ze względu na niedobory półprzewodników.

Od dziś kluczyki zawsze trzymam w lewej kieszeni spodni i nie wyciągam ich, choćby się paliło-waliło. Możecie się ze mnie pośmiać, ale, bardzo Was proszę, nie popełniajcie mojego błędu 🙂

Ps. Oczywiście do Audi Q4 e-tron 50 Quattro jeszcze wrócimy, bo zaskoczyło mnie, że ma całkiem niezły zasięg mimo 21-calowych felg, napędu na obie osie i wybitnie niesprzyjającej pogody (zimno, jazda pod wiatr). No i serdecznie dziękuję ludziom z Audi (Panu Axelowi, Grzegorzowi, Przemkowi) za zaangażowanie i błyskawiczne wyratowanie mnie z opresji.

Ps2. Teraz już wiecie, dlaczego wczoraj była całodniowa dziura w publikacjach. Jeden tekst rano, następny późno wieczorem 🙂

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 8 głosów Średnia: 5]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: