Kolejna smutna historia z Ameryki, tym razem z salonu Mercedesa. Otóż pewien dealer z Ontario (Kalifornia, Stany Zjednoczone) zdecydował doliczyć do ceny Mercedesa EQS 580 dodatkowe 50 000 dolarów w celu „dopasowania do rynku” (ang. market adjustment). To o 39 procent więcej niż początkowo proponowano klientowi, równowartość dodatkowych 203 000 złotych!
„Market adjustment”, czyli strach przed elektrykami
Samochód wraz z wszystkimi opcjami miał kosztować 128 385 dolarów, równowartość 521 000 złotych netto. Dealer uznał, że skoro już ma zainteresowanego, to do wartości auta może doliczyć dodatkową marżę w wysokości 50 000 dolarów. W pewnym momencie jednak był na tyle łaskawy, że gotów był dać potencjalnemu nabywcy 2 000 dolarów (równowartość 8 000 złotych) rabatu. Sprzedawca argumentował, że dodatkowa marża „sprawia, że rośnie rynkowa wartość samochodu” [która może mieć znaczenie przy odsprzedaży, źródło].
Można by mieć wrażenie, że „market adjustment” zawierał dodatkowe akcesoria, ale nie. Był to po prostu dodatkowy zysk, który dealer chciał wypracować na tym samochodzie. Jak gdyby miał świadomość, że skoro sprzedaje auto elektryczne, to już niewiele na nim zarobi, bo może zapomnieć o serwisie oleju, świec i całej reszcie „koniecznych” wymian.
To chyba najwyższa wartość „dopasowania do rynku”, jaką widzieliśmy. Posiadacze rezerwacji na elektryczne Fordy też słyszą, że muszą dopłacić więcej, ale są to kwoty od 5 do 15 tysięcy dolarów. Choć warto tutaj dodać, że ostatnio pojawiła się kwestia Forda F-150 Lightning, za którego dealer życzył sobie dodatkowe 30 000 dolarów amerykańskich (równowartość 122 tys. złotych) – i była to opłata nie za samochód, lecz za gwarancję szybszego jego odbioru!
Aktualizacja 2022/01/02, godz. 18.18: dealer ma siedzibę w Ontario w Kalifornii, nie w Kanadzie. Skorygowaliśmy tekst i kwoty.
Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: niestety, jako że mamy do czynienia z niedoborem półprzewodników i aut na rynku, o podobnych sytuacjach słyszymy również w Polsce. Dealerzy nie kwapią się do oferowania rabatów, wyceniają samochody na wyższe kwoty, bo wiedzą, że prędzej czy później znajdzie się wystarczająco zdesperowany klient. Szczególnie dobrze było to widać po raportach za III kwartał 2021 roku, gdy niemieccy producenci samochodów przyznawali, że sprzedawali mniej aut, a mimo tego osiągnęli lepsze marże. To proste: zniknęła potrzeba konkurowania ceną.