Portal Electrek dotarł do informacji, zgodnie z którą w nowym roczniku modelowym (2022) Forda Mustanga Mach-E zostanie zwiększona użyteczna pojemność baterii przy utrzymaniu dotychczasowej pojemności brutto akumulatora. Zmiana jest niewielka, ale powinna przełożyć się na lepsze zasięgi.
Ford Mustang Mach-E (2022) z większą baterią. I słabym wynikiem testu łosia
Spis treści
Nowe pojemności baterii mają być następujące:
- 68 -> 70 kWh (+2,9 proc.) dla akumulatora 75,5 kWh,
- 88 -> 91 kWh (+3,4 proc.) dla akumulatora 98,8 kWh.
Wiemy od Czytelników, że przy zakupie modeli tegorocznych (MY2021) można wybierać albo to, co jest w salonie, albo trzeba czekać na auto przez kilka miesięcy (=otrzymać MY2022), więc spodziewaliśmy się, że na stronie WWW pojawią się zaktualizowane, większe zasięgi. Tak jednak nie jest, witryna Ford.pl nadal informuje o „docelowych” 440 jednostkach WLTP przy mniejszej baterii i 610 jednostkach przy baterii większej.
Producent może nie chcieć wykosztowywać się na ponowną homologację auta, ale łatwo obliczyć, że wraz ze wzrostem dostępnej pojemności baterii zasięgi Mustanga Mach-E (2022) powinny urosnąć do odpowiednio 453 i 631 jednostek, czyli 387 i 539 kilometrów realnie w trybie mieszanym [obliczenia www.elektrowoz.pl].
Wzrost użytecznej pojemności baterii to działanie odbywające się na poziomie oprogramowania. Producent najwyraźniej uznał, że degradacja ogniw jest na tyle niska, że może pozwolić nabywcom na szersze z nich korzystanie. Nie da się zatem wykluczyć, że aktualizacja rocznika modelowego (2022) może trafić również do wariantów (2021).
Słaby wynik testu łosia
Do tych dobrych wiadomości o rosnącym zasięgu dodamy łyżkę dziegciu, czyli słaby wynik testu łosia elektrycznego Forda Mustanga. Ten wywodzący się ze Skandynawii eksperyment polega na ominięciu przeszkody (w domyśle: łosia), która nagle pojawiła się na drodze. Ford mocno zarzuca tyłem i wypada z toru już przy 68 km/h:
Tesla Model Y, która stanowi bezpośrednią konkurencję Mustanga Mach-E, utrzymała się w torze nawet przy 75 km/h, co określono jako „naprawdę dobry” wynik:
Testu łosia nie należy fetyszyzować, to nie jest kategoryczny wskaźnik, że warto kupić jakiś samochód lub należy go unikać (nie dotyczy dawnego Mercedesa A-klasy 😉 ).. Tak jak dyskutują TUTAJ nasi Czytelnicy, wymaga on przygotowania i dużego opanowania kierowcy. W Polsce wiele wypadków przy ominięciu zwierzyny bierze się z faktu, że kierowcy zbyt mocno skręcają koła i nie potrafią skorygować toru jazdy – nikt nas nie uczy tak precyzyjnych manewrów.
To powiedziawszy warto dodać, że systemy kontroli trakcji skonfigurowane do zarzucania tyłem w stylu amerykańskich tylnonapędówek mogą w pewnych sytuacjach zadecydować o wyprostowaniu toru jazdy lub wylądowaniu w rowie. Kiedy więc dojdzie do konieczności wykonania nagłego manewru na drodze, Tesla poradzi sobie lepiej.
Warto obejrzeć: