Zaskakująca informacja od Nextmove, firmy wypożyczającej samochody elektryczne. Jej właściciela zaproszono do warsztatu z nowym Taycanem, żeby… zainstalować mu pierwszą aktualizację oprogramowania. Zaproszenie zostało wydrukowane, przyszło tradycyjną pocztą.
Aktualizacja oprogramowania Porsche Taycan. Dobrze, że nie przysłano jej na 300 dyskietkach
Właściciel firmy nie krył zdziwienia, gdy relacjonował sytuację. Konieczność pojawienia się w warsztacie do aktualizacji oprogramowania wygląda archaicznie na tle Tesli, w której update’y pobierane są zdalnie i automatycznie. Ta ostatnia opcja wydaje się zresztą jedynym sensownym rozwiązaniem, gdy liczba samochodów producenta rośnie – choć oczywiście z biznesowego punktu widzenia może nie mieć sensu.
Jak to? Wyobraźmy sobie mianowicie, że po okresie gwarancji nowe wersje software’u pozostają darmowe, ale wymagają opłacenia roboczogodzin mechanika „podpinającego komputer”. Tesla odcięła się od tej możliwości, Porsche nadal jest w stanie ją eksploatować.
> Dlaczego Porsche Taycan ma tak słaby zasięg EPA? Bo Porsche… samo go obniżyło
Wróćmy jednak do Nextmove: sytuacja okazała się o tyle zabawniejsza, że firma otrzymała zaproszenie do warsztatu, choć kupione przez nią elektryczne Porsche nie zostało jeszcze dostarczone.
Właściciel firmy znalazł jednak dobre strony tego wydarzenia. Był zadowolony, że Porsche – producent „samochodu sportowego jutra, który można mieć już dziś” – jasno informowało o błędach, jakie usuwa aktualizacja oprogramowania. Wśród nich znalazła się choćby wzmianka o o zoptymalizowanym działaniu klimatyzacji, zredukowaniu dźwięków dobiegających z okolic przedniej osi czy rozwiązanie problemu z przypadkowymi wiadomościami wyświetlającymi się na licznikach.
Tesla dla odmiany niechętnie lub wcale nie informuje o usuniętych nieprawidłowościach.
Warto posłuchać, od 11:02:
https://youtu.be/lShbRNC5Kpk?t=662