W czwartek, 29 czerwca, doszło w Haverford (Stany Zjednoczone) do pożaru zupełnie nowej Tesli Model S Plaid. Okoliczności zdarzenia są co najmniej dziwne: auto toczyło się puste, płonęło, w końcu zatrzymało się i zaczęło się palić wyjątkowo intensywnie. Kierowca ujawnił się dopiero po pewnym czasie.
Samozapłon (?) nowej Tesli Model S Plaid w Stanach Zjednoczonych
Z samochodu niewiele zostało, można go zidentyfikować głównie po 21-calowych felgach Arachnid. W raporcie straży pożarnej cytowanym przez portal Electrek nie ma mowy o żadnym właścicielu auta. Z kolei z informacji pochodzącej od jednego z członków ekipy ratowniczej wynika, że auto jechało samo i w końcu eksplodowało przed jednym z domów. Oraz że właściciel jest poszukiwany.
Z czasem kierowca się objawił. Twierdził, że kupił 1 z 250 sprzedanych Tesli (faktycznie sprzedano ich około 1 900), że auto zapłonęło samoistnie, a on przez pewien czas nie mógł się z niego wydostać (brak zasilania?, źródło). Z kolei świadkowie utrzymują, że na ostatnim odcinku Tesla jechała… pod górkę.
Samochody elektryczne – jak każde inne urządzenie przechowujące na pokładzie energię czy to w baterii, czy w zbiorniku paliwa, czy wreszcie w pojemniku z gazem – mogą się zapalić. Pożary zdarzały się w przeszłości po uderzeniach powodujących rozległe uszkodzenia baterii. Miało miejsce również około kilkudziesięciu do kilkuset (na 11 milionów elektryków na drogach) samozapłonów bez powodu, na postoju lub podczas przemieszczania się. Jednak w trakcie jazdy zawsze zaczynało się od dymienia, więc kierowcy i pasażerowie bezpiecznie opuszczali pojazd.
Teoretycznie moglibyśmy mieć do czynienia z tym ostatnim przypadkiem. Problem w tym, że w takich sytuacjach to właściciele jako pierwsi powiadamiali straż pożarną i zwykle byli cytowani w oficjalnych raportach. Tutaj kierowca pojawił się dopiero po pewnym czasie, choć z opublikowanych przez jego prawnika zdjęć wynika, że był wyjątkowo blisko (patrz: fotografia otwierająca).
Nie jest jasne, do czego doszło, więc nie będziemy spekulować. Przyjrzeliśmy się natomiast fotografii z miejsca zdarzenia, na której widać ogniwa pochodzące z baterii Tesli Model S Plaid. Wynika z niej to, czego się domyślaliśmy: w nowych Teslach zastosowano ogniwa w najstarszym formacie 18650. Nie ma najnowszych 4680 ani nawet 2170, które znamy z Modelu 3/Y.
Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: statystyki jasno wskazują, że ktoś, kto obawia się pożaru samochodu, powinien unikać modeli spalinowych, bo palą się one co najmniej kilka razy częściej niż pojazdy elektryczne. W dodatku elektryki rozpalają się wolniej dając ludziom czas na ucieczkę. Intensywniej może być natomiast na ostatnim etapie pożaru, chyba że producent zastosował dodatkowe środki tłumiące ogień (patrz np. Tesla Model 3/Y).