Portal Green Car Reports przypomniał, że podczas salonu motoryzacyjnego w Tokio w 1991 roku, Nissan zaprezentował koncepcyjnego elektryka o nazwie Nissan FEV, Nissan Future Electric Vehicle. Auto miało współczynnik oporu powietrza Cx wynoszący 0,19 i obiecywało 155 mil / 249 kilometrów zasięgu. Nigdy nie trafiło do produkcji.
Nissan FEV, czyli już w latach dziewięćdziesiątych mogliśmy mieć ciekawe elektryki
Wzmiankowane 249 kilometrów zasięgu to deklaracja producenta. Nie należy jej zbytnio przekładać na współczesne zasięgi wyliczone zgodnie z normą EPA, ponieważ ta dla aut elektrycznych zaczęła się klarować dobre kilkanaście lat później. Nie zdziwilibyśmy się więc, gdyby samochód realnie pokonywał do 100 kilometrów w trybie mieszanym – co nadal jest całkiem zacnym wynikiem.
Auto posiadało opony o niskich oporach toczenia stworzone specjalnie dla tego modelu. Jego konstrukcję wykonano z aluminium, żeby obniżyć wagę. W kabinie teoretycznie mieściły się cztery osoby, w praktyce tylna kanapa służyła raczej do przewozu torebek, niewielkich psów, od biedy niskich dzieci. Oczywiście bez fotelików, które jeszcze wtedy nie były wymagane. Pod maską auta zamontowano pompę ciepła, na dachu pojawiły się wczesne ogniwa fotowoltaiczne, które zasilały system audio i pozwalały na wentylację kabiny podczas postoju.
Nissan FEV wykorzystywał baterie niklowo-kadmowe (Ni-Cd), dziś już niemal wycofane ze względu na wysoki poziom toksyczności kadmu. Nie jest znana gęstość energii, ale możemy szacować, że wynosiła kilkadziesiąt Wh na kilogram (0,0x kWh/kg). Samochód wykorzystywał silnik indukcyjny i rozpędzał się do 100 km/h w 20 sekund, raczej z gracją niż dynamiką. .
Co ciekawe: auto już wtedy obsługiwało hamowanie rekuperacyjne i pozwalało na dodanie 40 procent zasięgu w 6 minut z użyciem napięcia wynoszącego 200 woltów. Pełne ładowanie z gniazdka o napięciu 100 V miało trwać 8 godzin, co – jak łatwo policzymy – daje baterię o pojemności około 11 kWh z uwzględnieniem strat podczas ładowania.
Warto poczytać: Long before Tesla …
Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: to zaskakujące, że już na początku lat dziewięćdziesiątych Nissan wiedział, jak należy rozwijać elektryki. Nie był spętany patentami chroniącymi ogniwa NiMH, mógł więc wprowadzać na rynek kolejne modele. I dziś byłby największym koncernem motoryzacyjnym na świecie, którego, dajmy na to, 50 procent sprzedaży pochodzi z aut czysto elektrycznych. Nawet modelki mogłyby nadal nosić te dziwne czapki.