Naśladownictwo najwyższą formą uznania. Ford ogłosił właśnie, że wydziela z siebie osobny biznes o nazwie Ford Model e. To nie jest nazwa pojedynczego samochodu, lecz firmy-siostry, która będzie odpowiadać za samochody elektryczne. Uzupełni ją Ford Blue, druga z sióstr, która zajmie się dotychczasowymi i ewentualnymi przyszłymi modelami spalinowymi.
Nie powstała Tesla Model E, żeby mógł powstać Ford Model e
Musk chciał, żeby litery kolejnych wprowadzanych na rynek samochodów, układały się w słowo SEXY. Dlatego stworzył Model S, X, Y, planował mieć też Model E. Ale gdy o tym ostatnim z wymienionych dowiedział się Ford, zagroził Tesli konsekwencjami prawnymi, ponieważ posiadał prawa do tej marki – i tak Model E przeobraził się w Model 3 (S3XY).
Teraz Ford uznał, że nadszedł czas na wydzielenie w swoich strukturach dwóch osobnych części, „niezależnych biznesów, które mają być strategicznie współzależne”: Ford Model e i Ford Blue. Pierwsza będzie się zajmować autami elektrycznymi oraz oprogramowaniem i ekosystemem usług (Ford mówi o „connected vehicles”), zapewne przejmie Mustanga Mach-E i F-150 Lightning. Druga będzie odpowiadać za auta spalinowe. Przy tej pierwszej trudno nie odnieść wrażenia, że producentowi chodziło o podklejenie się pod rozpoznawalne na całym świecie symbole (Model 3, Model Y) i wywołanie bałaganu.
Firmą Ford Model e będzie kierował Doug Field, dawny członek kadry dyrektorskiej w Tesli i Apple, pod którego skrzydłami rozwijany był Project Titan, koncept auta elektrycznego marki Apple. Żeby nie było zbyt łatwo, oprócz „mniejszego prezesa” w firmie pojawi się „większy prezes”, Jim Farley, obecny prezes Forda. Ford Blue z kolei przejdzie pod kogo innego (Kumar Galhotra).
O podziale Forda na dwie firmy mówiło się od dawna. Zaledwie kilka dni temu prezes dementował podobny ruch, więc obecna decyzja wygląda na dość paranoiczną. Analitycy rynkowi sądzą jednak, że stworzenie dwóch osobnych przedsiębiorstw może mieć głębokie uzasadnienie biznesowe. Otóż Ford może mieć trudne do zerwania umowy z sieciami dealerskimi i nie chce ich sobie psuć w segmencie aut spalinowych.
Z kolei w segmencie elektryków, do którego salony pochodzą z dystansem, może zechcieć zawalczyć o sprzedaż bezpośrednią w „ekscytującym nowym doświadczeniu obejmującym zakupy i posiadanie przyszłych aut elektrycznych”. Rezygnacja z pośredników oznacza dla firmy oszczędności wynoszące kilka tysięcy dolarów na każdym sprzedanym samochodzie. Pozwala też na znacznie elastyczniejsze kształtowanie polityki cenowej.
Oficjalny komunikat na ten temat:
Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: zaryzykujemy twierdzenie, że jeszcze w tej dekadzie dominującym modelem sprzedaży samochodów będzie zakup aut bezpośrednio od producenta. Salony staną się centrami napraw.
Akcja Forda wygląda dość cwaniacko. Teraz każdego elektrycznego Forda będzie można w reklamie podpisać Model e lub co najmniej Ford Model e. To tak jak ci cwaniacy, którzy wykupili domenę elektrowóz.pl, żeby złapać internautów wpisujących nasz adres z polskim „ó” w nazwie 😉