Mercedes ogłosił, że zacznie stosować ogniwa LFP (litowo-żelazowo-fosforanowe) w 2024 roku. Są one tańsze i pod niektórymi względami lepsze od ogniw z katodami NCM/NCA/NCMA, ale mają jedną zasadniczą wadę: nieco niższą gęstość energii. Przy tej samej objętości pojemnika baterii oznacza to nieco mniejsze zasięgi na jednym ładowaniu.
Mercedes z ogniwami LFP za trzy lata
Prezes Daimlera, Ola Källenius, ujawnił, że modele Mercedesa wykorzystujące ogniwa LFP pojawią się w 2024 roku. Mają to być podstawowe wersje samochodów, kolejne generacje Mercedesów EQA i EQB, dziś wyposażone w akumulatory o pojemności 66,5 kWh zbudowane w oparciu o ogniwa NCM.
Bloomberg spodziewa się, że Daimler zastosuje ogniwa dostarczane przez CATL, co stanowi kolejki skok w bok od umowy z Farasisem. Chęć użycia tańszych ogniw LFP wydaje się uzasadniona: Mercedes obniży koszty produkcji samochodu akurat wtedy, gdy na rynku może pojawić się presja cenowa lub większy popyt na nikiel i kobalt. Niższą gęstość energii ogniw LFP firma zawsze można próbować zbilansować stosując baterie strukturalne (bez modułów, cell-to-pack) czy zachęcając klientów do ładowania akumulatorów do pełna.
Ale informacja Daimlera mówi nam o czymś jeszcze: o szybkości – czy raczej „wolności” – podejmowania strategicznych decyzji u tradycyjnych producentów. Tesla zamknęła cały proces przejścia na ogniwa LFP w Modelu 3 SR+ w około 6-8 miesięcy, po 10 miesiącach klienci odbierali już samochody. Chińskie Nio zapowiedziało chęć użycia ogniw LFP w II połowie 2020 roku, pierwsze baterie miało w roku 2021.
Tymczasem Daimler opowiada o perspektywie trzyletniej, Volkswagen sugeruje perspektywę czteroletnią, Renault w ogóle nie chce mówić o obniżaniu cen samochodów elektrycznych z użyciem LFP. To może być kwestia skostniałości, ale też braku dostępu do ogniw – bo dziś produkują je niemal wyłącznie firmy chińskie…
Schemat budowy Mercedesa EQA z widoczną baterią. Zdjęcie ilustracyjne (c) Daimler / Mercedes
