Czy elektrownie zdołają naładować miliony samochodów elektrycznych jeżdżących po ulicach? Czy linie elektryczne wytrzymają dodatkowe obciążenie? Cambridge Economectrics i National Grid próbują udzielić odpowiedzi na te nurtujące pytania.
Ile dodatkowego prądu dla „elektryków”? Maksymalnie 10 procent
Spis treści
Według obliczeń Cambridge Econometric dla Wielkiej Brytanii (65 milionów mieszkańców) nawet całkowite przejście na samochody elektryczne oznacza wzrost zapotrzebowania na prąd o zaledwie 10 procent. National Grid ocenia, że będzie to od 4 do 10 gigawatów (GW), prawdopodobnie 5 GW, czyli 8 procent.
> Elektryczny VW ID – CENA od 29 600 euro? Pierwszy model w 2020 tylko w Europie?
Stosunkowo niewielki wzrost konsumpcji energii elektrycznej ma wynikać z faktu, że auta na prąd efektywniej wykorzystują zakumulowaną energię.
Większe zmartwienie: urosną szczyty w okresach zapotrzebowania
Poważniejszym problemem będzie obciążenie sieci popołudniami i wieczorami. Większość ekspertów jest zgodna, że przy obecnych niewielkich zasięgach aut na prąd, ludzie będą podłączać samochody do gniazdka wieczorem, po powrocie z pracy – by były w pełni naładowane następnego dnia.
Taka sytuacja miałaby doprowadzić do przeciążeń i awarii sieci elektrycznych, które mogłyby objąć duże rejony miasta.
Według badań firmy National Grid, współczesne maksymalne obciążenia w Wielkiej Brytanii dochodzą do 60 gigawatów (GW). Masowa migracja na auta elektryczne spowoduje, że szczytowe obciążenia wzrosną do 66-78 GW, czyli od 10 do 30 procent. To już sporo.
Żeby rozwiązać ten problem, eksperci proponują doładowywanie samochodów w pracy lub ładowanie późno w nocy. Spekuluje się też o możliwości wykorzystywania elektryków jako akumulatorów energii dla całej sieci – co udało się nawet przetestować w Danii…
Warto przeczytać: How will we power the electric car revolution?
|REKLAMA|
|/REKLAMA|
