Site icon SAMOCHODY ELEKTRYCZNE – www.elektrowoz.pl

Ile zasięgu trzeba w samochodzie elektrycznym? Raz za razem przekonuję się, że 330-370 km na licznikach jest OK [felieton]

Ostatnio regularnie pokonuję dłuższe trasy. Jakoś tak ciekawie wychodzi, że na zmianę podróżuję autem z silnikiem Diesla i elektrykami o realnym zasięgu z przedziału 330-370 kilometrów (prognozowana wartość z liczników przy baterii na poziomie 100 procent). To te modele, które mają 390-430 jednostek WLTP lub więcej. I po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że więcej naprawdę mi nie trzeba. Nawet wtedy, gdy jadę sam, bo z Dziećmi to już w ogóle nie ma dyskusji. Przy jeździe lokalnej też właściwie nie ma o czym gadać.

Jaki realny zasięg elektryka ma sens oraz to, co jeszcze jest ważne

Na Elektrowozie epatujemy trochę liczbami, pokazujemy 800, pod 1 000, 1 200 kilometrów zasięgu, żeby uświadomić sceptykom, że teraz, dziś naprawdę, naprawdę realne są samochody elektryczne przejeżdżające 1 000 i więcej kilometrów na jednym ładowaniu. Nawet po autostradzie wyszłoby z 800 kilometrów, dlatego regularnie przywoływana w komentarzach trasa Ustrzyki Górne – Świnoujście nie byłaby żadnym problemem. Tak naprawdę jedyną kłopotliwą kwestią przy tych zasięgach są koszty. Koszty takich baterii. No i wytrzymałość pęcherza.

Gdy jeżdżę po Polsce, widzę, że te 800+ kilometrów zasięgu w moim przypadku byłoby marnotrawstwem pieniędzy i energii na ciągnięcie ze sobą dużej baterii. Owszem, kiedy podróżuję sam, mogę przeskoczyć 400-500 kilometrów (4 godziny za kierownicą), ale kiedy po takiej przejażdżce wychodzę z kabiny, to mam wrażenie, że pływam. Nie chcę tego, wymuszam na sobie postój, choćby na chwilę. A z Dziećmi, ho ho, niecierpliwe kręcenie się w fotelikach zaczyna się już po 2 godzinach. W dwie i pół godziny od momentu startu zaczynają się sygnały ostrzegawcze, trzy godziny to kres wytrzymałości. Zresztą, jestem już na tyle wiekowy, że po trzech godzinach nawet ja zaczynam usypiać z nudów:

Te trzy godziny jazdy to 60-75 kWh w zależności od samochodu, wielkości miasta, z którego wyjeżdżaliśmy, szybkości, pogody, wybranej trasy. Te trzy godziny to za mało, żeby dotrzeć do któregokolwiek z naszych celów, bo wszystkie są dalej. Pogorzelica? Połowa drogi. Do Dziadków? 2/3 trasy. Do Babci? Brakuje kilkudziesięciu kilometrów. Kraków? Tak samo. Zwróćcie uwagę: wszędzie mamy dalej niż oferują dzisiejsze elektryki.

/Inaczej byłoby, gdybyśmy mieli dziadków w Toruniu, gdybyśmy jeździli zwiedzać Góry Świętokrzyskie albo gdyby rodzina spod Stalowej Woli chciała nas zapraszać. Cóż…/

Wracając do głównego wątku: wszędzie mamy dalej niż oferuje większość elektryków, dlatego podróż samochodem spalinowym i elektrykiem wygląda u nas właściwie tak samo. Musimy zrobić na trasie jeden postój, akurat w okolicy granicy możliwości samochodu. Niezły paradoks, nieprawdaż? A skoro już odpoczywamy, to diesel tylko stoi i stygnie, natomiast samochód elektryczny może się ładować. No, to się ładuje.

Fakt, przyznaję, ładowarki 40-50 kW bolą, wymuszają długie przerwy. Lecz gdy trafi się Orlen 100 kW i samochód obsługuje 100 kW lub więcej, wtedy wystarczy postój trwający tyle, ile tankowanie plus toaleta. Pod Grójcem ładowałem się dokładnie 6:17 minuty, uzupełniłem 8 kWh, sporo ponad to, ile potrzebowałem, żeby ze spokojem i zapasem dojechać do Warszawy. Ładowanie ruszyło, kiedy moje dzieci szły w stronę stacji, przerwałem je, gdy siedziały z powrotem zapięte w fotelikach. Całkowity czas przerwy: 10 minut, wliczając ustawianie pod ładowarką, uruchamianie sesji, odpinanie.

Gdyby samochód postał w Galerii Kazimierz w Krakowie jeszcze godzinkę, przejechałbym trasę Kraków -> Warszawa za darmo. Niestety, nie postał, więc te 300 kilometrów kosztowało mnie ponad 16 złotych. Mieć 16 złotych a nie mieć 16 złotych to już 32 złote… 😉

Mercedes EQB 350+ 4Matic jest zaskakująco oszczędny w trasie. Przy GPS-owych 120 km/h zużywał niewiele ponad 22 kWh/100 km. To mało jak na tę, wydawałoby się, niezbyt opływową bryłę

Reasumując: jeśli macie dzieci, to bateria o pojemności 60-77 kWh (wartości użyteczne) powinna wystarczyć do normalnego podróżowania, szczególnie latem. Przydają się też ładowarki Orlenu o mocy 100 kW, rosnąca liczba stacji ładowania GreenWay o mocy ponad 50 kW, ewentualnie Ionity i Superchargery (jeśli korzystacie). Idealny rozkład to tak co 50-100 kilometrów. Ważny jest też samochód obsługujący nie mniej niż 75 kW, a najlepiej 120-150 kW i więcej mocy ładowania. I jesteście w domu. To znaczy: u celu.

A przecież mówimy o Polsce z naszą było-nie było dość ubożuchną infrastrukturą! Zobaczcie, jakie symboliczne postoje na Ionity proponuje mi A Better Route Planner podczas podróży na trasie Chojnów -> Frankfurt nad Menem. Moje Dzieci nie byłyby zadowolone, nie zdążyłyby zaliczyć nawet połowy wyposażenia placu zabaw:

Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy:
Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 10 głosów Średnia: 3.7]
Exit mobile version