Praktycznie od początku dekady hybrydy plug-in traktowane są wyjątkowo preferencyjnie, jako samochody znacznie bardziej elektryczne niż spalinowe. Badania tymczasem pokazują, że właściciele traktują je jak auta dużo bardziej spalinowe niż elektryczne. Ale od 2025 roku wejdą w życie nowe metody liczenia emisji w samochodach i może okazać się, że wszystkie hybrydy plug-in deklarujące spalanie na poziomie 0,5 l/100 km, nagle znikną. Zużycie paliwa się urealni, korzyści podatkowe znikną.
Hybrydy plug-in to ratunek bardziej dla producentów niż użytkowników
Spis treści
Dla przemysłu motoryzacyjnego hybrydy plug-in to właściwie rozwiązanie idealne. Na papierze pozwalają na emisję wynoszącą do 50 gramów CO2 na kilometr (spalanie do 2,1 l/100 km), która to liczba w wielu krajach jest granicą preferencji podatkowych lub dofinansowań. W dodatku mają aż dwa zespoły napędowe i obydwa muszą podlegać przeglądom podczas corocznych serwisów gwarancyjnych, więc od klienta można zażądać więcej niż przy samochodzie z jednym tylko silnikiem.
Ale organizacje proekologiczne i transportowe regularnie przypominają, że papierowe wyniki dotyczące emisji hybryd plug-in nijak mają się do rezultatów uzyskiwanych realnie. Szczególnie w firmach użytkownikom nie chce się ładować baterii, skoro znacznie szybciej mogą samochód zatankować. Tym bardziej, że ładowanie musiałoby się odbywać w domu, za ich pieniądze, tymczasem tankowanie załatwia się odbijając firmową kartę. Dlatego realne spalanie i emisja PHEV-ów jest wielokrotnie wyższa niż w obietnicach. Nawet przy pełnej baterii emisje są wyższe o 1,2-3 razy niż deklarowane przez producenta, wylicza Transport & Environment (źródło).
Realne emisje hybryd plug-in podczas eksploatacji. Od lewej: 1/ podtrzymanie poziomu naładowania baterii (silnik spalinowy jako generator), 2/ ładowanie baterii (silnik spalinowy jako generator i napęd kół), 3/ hybryda (domyślne ustawienie wielu aut), 4/ inteligentna hybryda (c) Transport & Environment
Duże wyprzedaże hybryd plug-in spodziewane pod koniec 2024, 2025 i 2026 roku
Od przyszłego roku nowe hybrydy plug-in nie będą miały tak łatwo. Norma emisji Euro 6e zakłada, że samochody będą testowane z naładowaną oraz rozładowaną baterią i obydwa wyniki będą brane pod uwagę w obliczeniach realnej emisji w ramach „współczynnika użyteczności” (ang. utility factor, UF). Styczeń 2025 to data dla firm motoryzacyjnych, bowiem wtedy zacznie obowiązywać nowa metoda certyfikacji. Styczeń 2026 z kolei to data dla nabywców, od początku roku nie będzie możliwe zarejestrowanie samochodu homologowanego z użyciem starszej procedury – salony mają więc dwanaście miesięcy na wyprzedanie starszych modeli (źródło).
Szacuje się, że producenci będą musieli zwiększyć pojemność baterii około dwukrotnie, żeby uzyskać zbliżone wyniki emisji do aut certyfikowanych starszymi metodami. I to nie koniec, bo od 1 stycznia 2027 roku w procesie certyfikacji zacznie obowiązywać norma emisji Euro 6e-FCM ze zaktualizowanym, bardziej restrykcyjnym „współczynnikiem użyteczności”. Ocenia się, że za jego sprawą konieczne będzie powiększenie pojemności baterii o kolejne 50-100 procent (1,5-2 razy). Innymi słowy: baterie w hybrydach plug-in powinny urosnąć od obecnych średnich 10 kWh do 30-40 kWh w ciągu trzech-czterech lat, żeby auta spalinowe ładowane z gniazdka nadal mogły być sprzedawane na preferencyjnych warunkach.