Ross Brawn, dyrektor zarządzający F1, stwierdził, że kolejne generacje bolidów mogą pójść w kierunku zasilania wodorem, informuje BBC. Wszystko po to, by zachować obecność cylindrów i generowany przez nie jazgot, ale jednocześnie obniżyć emisję samochodów praktycznie do zera.
Wodór zamiast paliw z ropy naftowej?
Brawn nie chce stosować ogniw paliwowych, nie chce ciszy połączonej z delikatnym wizgiem falowników, który znamy z napędów elektrycznych. Chce hałasu generowanego przez silniki spalinowe pracujące z szybkościami dochodzącymi do 18 000 obrotów na minutę. Ba, do sezonu 2020 ograniczniki pozwalały na 15 000 obr/min, ale w sezonie 2021 limit podniesiono o 3 000 obr/min właśnie ze względu na dźwięk. Bez niego zniknęłaby atmosfera wyścigów, twierdzą ludzie z Formuły 1 cytowani przez BBC, w tym dyrektor zarządzający organizacji.
Jednocześnie Formuła 1 chce być neutralna emisyjnie do 2030 roku. Może więc albo zapożyczyć napędy z Formuły E, albo też pójść własną ścieżką. Według Brawna dobrym rozwiązaniem byłoby spalanie wodoru w cylindrach, który podkreśla, że już dziś silniki F1 mają sprawność cieplną wynoszącą około 50 procent, podczas gdy w cywilnych autach jest to średnio 30 procent. Etapem przejściowym mogłyby być paliwa syntetyczne.
Eksperymenty z podmianą benzyny na wodór były już prowadzone. Tak skonstruowane auta miały niską sprawność i wysokie zużycie gazu, sięgające 50 l/100 km (patrz np.: BMW Hydrogen 7). Ale idea całkowicie nie upadła, nawet w tym roku skonstruowano wyścigową Toyotę Corolę z silnikiem G16E-GTS, który napędza Toyotę Yaris GR i w którym benzynę zastąpiono wodorem: