Jeden z Czytelników, Pan Jarosław, poinformował nas, że w Sylwestra wpłynęły na jego konto pieniądze z dopłaty do samochodu elektrycznego. Wniosek złożył na początku wakacji, projekt umowy dostał w pierwszych dniach października, o tym, że został zaakceptowany dowiedział się w połowie listopada.
Tempo obsługi = około 3 wnioski na dobę
Zgodnie z komunikatami z początku sierpnia 2020 roku, wniosek o dopłatę do samochodu elektrycznego złożono we wszystkich programach w łącznej liczbie 344 egzemplarzy. Łatwo na tej podstawie oszacujemy, że na każdy dzień roku kalendarzowego przypadają średnio około 2 obsłużone wnioski, na każdy dzień roboczy – niecałe trzy wnioski na zmianę.
Biorąc pod uwagę, że akcja rozpoczęła się pod koniec czerwca, tempo trudno uznać za porywające. Jak gdyby program dopłat miał przydzielony jeden, maksymalnie dwa etaty.
Zgodnie z wczesnymi deklaracjami Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, zwrot środków miał nastąpić do połowy stycznia 2021 roku. Między akceptem umowy (połowa listopada) a wypłatą środków 31 grudnia 2020 roku upłynęło więc około 1,5 miesiąca. Warto pamiętać, że jeśli przelew trafi na nasze konto dopiero w styczniu, należy go opisać dopiero w przyszłorocznym zeznaniu podatkowym (2021), a nie w nadchodzących miesiącach.
Nie wiadomo jeszcze, czy projekt dopłat do aut elektrycznych będzie kontynuowany i w jakiej formie – choć pojawiają się wstępne deklaracje, że będzie. Z jednej strony Polsce powinno zależeć na obniżaniu emisji kupowanych w kraju samochodów, a wsparcie finansowe na pewno by nie zaszkodziło. Z drugiej program uznawany jest przez wielu polityków za „dotowanie bogaczy”, mimo że maksymalną cenę samochodu ustanowiono na 125 tysięcy złotych, za co można kupić auta segmentu B/B-SUV, ewentualnie Nissana Leafa.