Na Twitterze pojawiło się zdjęcie z ekranu Tesli Model 3 Long Range z bodaj największym na świecie przebiegiem. Samochód pokonał dokładnie 593 848 kilometrów. Osoba, która zamieściła fotografię, twierdzi, że auto nadal ma fabryczną baterię, silniki oraz hamulce (tarcze hamulcowe?). Degradacja baterii wynosi ponoć 20 procent, co oznacza, że auto, które pierwotnie dysponowało 450 kilometrów zasięgu, teraz pokona około 360 kilometrów na jednym ładowaniu.
Tesla Model 3 LR w gigaprzebiegiem
Z widocznych na ekranie informacji wynika, że Tesla dysponuje platformą sprzętową w wersji 2,5 (HW2.5, tuż przed FSD) oraz pakietem Rozszerzonego Autopilota. Jeżeli założymy, że właściciel odebrał samochód w jednej z pierwszych masowych serii, jeździł nim około 5,4 roku, łatwo przeliczymy, że każdego roku pokonuje około 110 000 kilometrów. To dawałoby ponad 420 kilometrów każdego dnia roboczego.
We wpisie mówi się o oryginalnych „hamulcach”. Wnioskujemy, że chodzi o tarcze hamulcowe, bo nawet autostradowa eksploatacja (długie dystanse, mało hamowania) i używanie klocków „żeby tylko nie zardzewiały” raczej starłoby je do cna. Imponujący jest wynik baterii, 80 procent fabrycznej pojemności oznacza, że ogniwa, zgodnie z przewidywaniami, starzeją się stabilnie i równomiernie. Ten samochód powinien pokonać jeszcze co najmniej połowę wspomnianego dystansu, około 297 000 kilometrów, zanim zaczną się objawiać problemy z ogniwami.
Gdyby ten kierowca jeździł Audi A4 2.0 TDI, które zużywa, załóżmy, 5,5 litra na 100 kilometrów (raczej spokojna jazda autostradowa), przy cenie 6 zł za litr oleju napędowego za samo paliwo zapłaciłby niemal 196 000 złotych. Po drodze byłoby też co najmniej 20 (raczej 40) wymian oleju, więc te musiałyby się odbywać co najmniej raz na kwartał. Zużytych klocków, wymian świec żarowych czy wtryskiwaczy już nie doliczamy.
Warto pamiętać: Tesla nie wymaga w swoich samochodach okresowych przeglądów. Olej jest tylko w zapieczętowanej przekładni i w zasadzie się go nie wymienia.