Bloomberg chwali Europę za szybką zmianę podejścia i pogoń za krajami Dalekiego Wschodu, gdy chodzi o nowoczesne technologie baterii i ogniw Li-ion. Dziennikarze oceniają, że przy tym poziomie zaangażowania Stary Kontynent prędzej czy później wejdzie do ścisłej światowej czołówki w segmencie ogniw.
Europa będzie wytwarzać 31 procent światowych ogniw już w 2030 roku?
Dziennikarze portalu prognozują, że za 9 lat w Europie będzie wytwarzana niemal 1/3 światowych ogniw. 59 procent ma przypaść Chinom, 6 procent Stanom zjednoczonym, a zaledwie 1 procent Korei Południowej – w sumie globalnie ma powstawać 2,3 TWh ogniw (źródło). W roku 2020 Europa produkowała zaledwie 7 procent, ale procenty procentom nierówne, bo cały segment ogniwowo-bateryjny urośnie w 10 lat co najmniej dziesięciokrotnie.
Z unijnych dofinansowań korzystają zarówno rodzime inwestycje, jak Northvolt czy Volkswagen, ale też Tesla, która zbuduje na Starym Kontynencie centrum badawczo-rozwojowo-recyklingowe. Tylko w 2019 roku zaplanowane wydatki na ten segment wyniosły 60 miliardów euro (272 miliardy złotych). Chiny w tym samym okresie wydały trzy razy mniej.
Aby wzmacniać lokalną produkcję, koncerny motoryzacyjne przyciągają do Europy fabryki ogniw (LG Chem, CATL, SK Innovation). Następnie budowane są kompetencje i baza pracownicza, która może zostać wykorzystana przy własnych inicjatywach. Były członek zarządzający Renault mówi wprost: „Każdy naród [na Starym Kontynencie] chce mieć fabrykę baterii”.
Zaplanowano w sumie 27 (!) lokalizacji produkujących ogniwa, które jeszcze w tej dekadzie powinny wytwarzać co najmniej 500 GWh ogniw. Sam Volkswagen chce mieć 6 fabryk, z których wyjedzie w sumie 240 GWh ogniw – może go to uczynić drugim największym na świecie producentem po chińskim CATL. Może mieć to daleko idące konsekwencje dla firm zlokalizowanych w Japonii (Toyota, Honda), które zaczęły przygodę z hybrydami lata temu, ale dziś muszą posiłkować się ogniwami wytwarzanymi w Chinach.