Niesamowite wieści, jeśli prawdziwe. Na Twitterze pojawiło się nagranie Tesli Model Y z napędem na obie osie, która rzekomo zdołała odzyskać panowanie nad samochodem ślizgającym się pokrytej gołoledzią jezdni. Po jednym pełnym piruecie auto łapie przyczepność na poboczu i zatrzymuje się na śniegu. Z setek możliwych scenariuszy ten był jednym z niewielu ze szczęśliwym zakończeniem.
Tesla Model Y AWD w tańcu na lodzie
Oto nagranie:
1/An old friend from upstate NY sent me this video of his @Tesla AWD Model Y spinning out on black ice, says “pretty sure the car took over as I spun out and pulled off the road so I didn’t get hit from behind…” pic.twitter.com/E0YVjvfzPL
— Emmet Peppers (@EmmetPeppers) December 18, 2022
Na gołoledź nie ma mocnych. Albo mamy opony z kolcami, albo przejedziemy rozpędem mniej więcej prosto, albo skończymy tak, jak właściciel Modelu Y z nagrania. Tylko że on utrzymuje, że w chwili, gdy wpadł w poślizg, poczuł, że „koła zostały skręcone w prawo i prawie cały czas przyspieszały, żeby ustawić go przodem do kierunku jazdy”. Po chwili same skręciły się w lewo, by wyprostować tor jazdy i samochód zjechał na śnieg na poboczu.
Trudno zweryfikować tę informację, Tesla nigdy nie chwaliła się, że jej samochody potrafią takie sztuczki. Tym niemniej raz na pewien czas faktycznie pojawiają się doniesienia ze świata, że auto z firmy Muska wyratowało kogoś z opresji, bo wykonało manewry, których nie powstydziłby się profesjonalny kierowca. I to w sytuacji, w której człowiek zazwyczaj postępuje źle, bo nie potrafi precyzyjnie dobierać kątów skręcenia kierownicy czy zmieniać siły hamowania w ciągu setnych części sekundy.
W odróżnieniu od samochodów spalinowych, elektryki z napędem na obie osie mogą nie tylko wyhamowywać poszczególne koła, lecz także przykładać do nich wybrane momenty obrotowe. W dodatku Tesle są świadome swojej pozycji na drodze, więc inżynierowie mogli próbować przećwiczyć i zaprogramować sposoby wychodzenia z poślizgów. To mechanizm awaryjny, działa automatycznie, nie wymaga włączania Autopilota. Oczywiście jego obecność może być tylko ułudą w rodzaju wotum dziękczynnego: ci, którym się nie udało, nie zostawiają po sobie robiących wrażenie świadectw. Bo im się nie udało.