Herbert Diess naraził się w Grupie Volkswagena chyba wszystkim. Parł ku elektryfikacji tak mocno, że w niektórych kwestiach sprzeciwiali mu się nawet ludzie z samego końca łańcucha, właściciele salonów. Dzięki poparciu rady nadzorczej koncernu udało mu się usunąć z drogi kilka osób, ale właśnie się poddał. Rezygnuje z funkcji prezesa Volkswagen AG z końcem sierpnia.

Nowy prezes koncernu Volkswagena może wpłynąć na zmianę kursu

Herbert Diess został wybrany na prezesa 12 kwietnia 2018 roku, rządził więc Grupą cztery lata i trzy miesiące. Jako człowiek odpowiedzialny niegdyś za BMW i miał przestawić Grupę na samochody elektryczne. Oczywiście nikt nie wiedział, jak powinien to zrobić, nie miał więc łatwego życia. Najpierw sprzątał po Dieselgate, sam zresztą oberwał rykoszetem, bo postawiono mu szereg zarzutów w tej sprawie (z czasem je umorzono).

Za jego rządów wypchnięto na rynek VW ID.3 z surowym, niegotowym oprogramowaniem. Gdy był u władzy, Volkswagen borykał się on ze skutkami pandemii Covid-19, później z niedoborami półprzewodników i zerwanymi łańcuchami dostaw wywołanymi przez przestoje w Chinach. Diess chwalił Teslę, znał i lubił Elona Muska. Mówiło się o nim, że łamał kręgosłupy i parł do wyznaczonego celu, co zresztą widać w jego rozmowie z Ralfem Brandstaetterem, ówczesnym szefem Volkswagena, który powtarzał jak prawdy objawione wszystkie tezy głoszone wcześniej przez Diessa a niepopularne u niemieckiego producenta.

Rada nadzorcza koncernu debatowała nad wnioskiem o jego odwołanie Diessa najmniej trzykrotnie. Za każdym razem otrzymywał mandat zaufania, ale też oddawał część władzy. Ostatnio przeobraził się w coś na kształt prezesa honorowego, bo zarządzał wyłącznie spółką Cariad, która odpowiada za oprogramowanie do samochodów koncernu.

Na Cariad narzekali prawie wszyscy, bo firma dostała zadanie z rodzaju „Napiszcie konkurenta systemu Windows w 3 lata, ale żeby był ładniejszy, nowocześniejszy i uwzględniał platformy, których jeszcze nie ma” [PPE, SPE – przyp. red. Elektrowozu]. Twierdzono nawet, że chodziło o wrzucenie prezesa na minę – Europa nie ma takich doświadczeń z oprogramowaniem jak Dolina Krzemowa – i oczekiwanie, aż mina wybuchnie.

Wybuchła. Koncern poinformował, że Herbert Diess rezygnuje z końcem sierpnia a od początku września prezesem Grupy zostanie Oliver Blume, dotychczasowy prezes Porsche.

Herbert Diess wysiadający w VW ID. Buzza (c) Herbert Diess

Oliver Blume

Z informacji, do których dotarł Handelsblatt, wynika, że rodzina Porsche-Piech, która dotychczas stała za Diessem murem, teraz zainicjowała proces jego odejścia. Oczywiście punktem zapalnym był Cariad, a precyzyjniej opóźnienia generowane przez sekcję zajmującą się oprogramowaniem dla platformy PPE przekładające się bezpośrednio na moment wprowadzenia na rynek nowych samochodów.

Jeśli Herbert Diess był rzeczywiście destruktorem koncernu, to elektryczne Porsche Macan, powinno pojawić się w pierwszej połowie 2023 roku, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami.

Oliver Blume jest dziś prezesem Porsche i nie wygląda na człowieka, który całkowicie zgadzał się ze strategią Diessa. Twardo sprzeciwiał się wprowadzeniu na rynek elektrycznej wersji Porsche 911, mocno optował też za paliwami syntetycznymi. W filmie o nowych ogniwach Li-ion, które chciał wprowadzać Volkswagen, opowiadał o nich, jakby nie do końca wiedział, o czym mówi:

Z drugiej strony: Blume był jedynym prezesem marki oprócz Volkswagena, który zdołał wprowadzić na rynek samochód elektryczny o parametrach pasujących do segmentu, w którym marka się poruszała. Porsche Taycan powstało w sensownym czasie i budżecie – nie można tego powiedzieć np. o Audi e-tron – w dodatku z całym szeregiem technologicznych innowacji (np. instalacja 800 V). Słowem: Porsche było jedyną marką koncernu Volkswagena, która była w stanie zaproponować produkt konkurencyjny do Tesli. I jeszcze na nim sensownie zarabiać.

Teraz, gdy wiadomo już, że Oliver Blume, przejmie stery koncernu, Grupa może skorygować kurs. Od elektryfikacji raczej nie ma ucieczki, ale Blume może przyjrzeć się uważnie strategii Toyoty, skupić się na promowaniu modeli przejściowych i lobbowaniu za e-paliwami. Może też utrzymać zmiany wprowadzone przez Diessa, tyle że wymuszać je z bardziej ludzką twarzą, bez łamania kręgosłupów.

Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: sytuacja jest skomplikowana. Gdy potrzebna jest poważna zmiana kursu, zwykle zatrudnia się do niej świetnie opłacanego człowieka, który jednak musi mieć świadomość, że odejdzie znienawidzony po kilku latach rządów. Nawet jeśli wprowadzane przez niego korekty były konieczne, żeby ci „wszyscy” zachowali miejsca pracy, to nie może liczyć na sympatię. Taką niewdzięczną rolę miał Herbert Diess. Mógł być albo miły i uległy, ale wybrał drogę ratowania Grupy przed konkurencją ze strony Tesli i chińskich marek. Historia oceni, czy miał rację, nawet jeśli „nikt go nie lubił”. 

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 6 głosów Średnia: 5]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: