Jako redakcja Elektrowozu piszemy czasem, że naszym zdaniem w trasie lepsza jest zerowa rekuperacja, ponieważ napędzanie kół, a później odzyskiwanie energii zawsze wiąże się z większymi stratami niż po prostu wykorzystywanie energii do poruszania pojazdu i sporadyczna jazda rozpędem. Bjorn Nyland postanowił to sprawdzić w Mercedesie EQB, a więc modelu, który pozwala na wyłączenie odzyskiwania energii w trybie D+.
Rekuperacja w podróży
Nyland zrobił dwie krótkie pętle: jedną z włączonym trybem D- (średnia rekuperacja), drugą z aktywnym trybem D+ (brak rekuperacji) . W obu przypadkach pokonał 36 kilometrów. Wyniki pomiaru okazały się zaskakujące. Średnie zużycie energii wyniosło 19,9 kWh/100 km przy jeździe z rekuperacją oraz 20,2 kWh/100 km po wyłączeniu rekuperacji („tryb żeglowania”). Tak, to nie pomyłka, samochód wykazał wyższe średnie zużycie energii, gdy z wzniesień powinien jechać rozpędem.
Sytuacja jest jednak o tyle interesująca, że Nyland korzystał z tempomatu. I podczas jazdy na tempomacie nawet w trybie D+ Mercedes odzyskiwał energię, kiedy jechał z górki, żeby nie przekroczyć zadanej szybkości (widać to od 2:50 na filmie i na ilustracji poniżej). Czyli z tego punktu widzenia obydwa tryby są nieodróżnialne, bo tempomat – w przeciwieństwie do człowieka – nie pozwoli sobie łamanie narzuconych zasad. W efekcie zużycie energii jest bardzo podobne, z różnicami na granicy błędu pomiarowego.
Wnioski? Gdy jedziemy na tempomacie, ustawiony poziom rekuperacji może nie mieć żadnego znaczenia, tryb jazdy rozpędem nie przełoży się na niższe zużycie energii. Dotyczy to szczególnie sytuacji, w której nasze koła napędzane są silnikiem z magnesami trwałymi, bo tych nie da się „wyłączyć”, nawet gdy z uzwojenia zdejmiemy napięcie. Tak właśnie jest w Mercedesie EQB testowanym przez Nylanda: z przodu ma on silnik indukcyjny, ale przy normalnej jeździe rolę silnika podstawowego pełni silnik z magnesami trwałymi napędzający tylną oś.
Nieco inaczej mogłoby być w samochodzie, w którym koła napędzane są silnikiem indukcyjnym albo przy jeździe z dużą szybkością, gdy pracują oba silniki. Inaczej mogłoby być też przy jeździe bez tempomatu, w której człowiek pozwalałby samochodowi na rozpędzanie się ze wzniesień i zwalnianie, przy podjeżdżaniu pod nie. To jednak tylko wstępna teoria, którą musielibyśmy sprawdzić.
Warto obejrzeć: