Zgodnie z danymi zebranymi przez Eurostat Polska prowadzi w Unii Europejskiej, gdy chodzi o liczbę samochodów w wieku 20 i więcej lat. Ci szacowni staruszkowie stanowili w naszym kraju w 2019 roku aż 37,9 procent zarejestrowanych pojazdów osobowych. Na drugim miejscu w UE znalazła się Estonia, na trzecim – Finlandia.
Polacy jeżdżą AŻ TAK starymi samochodami? Czy może znowu błędy w CEP?
Największy udział pełnoletnich+ aut odnotowano w:
- Polsce – 37,9 procent,
- Estonii – 31,5 procent,
- Finlandii – 26,9 procent,
- na Litwie – 22,6 procent.
Z kolei największy udział samochodów w wieku do dwóch lat jest w:
- Irlandii – 28,8 (!) procent,
- Luksemburgu – 23,7 procent,
- Belgii – 22,9 procent,
- Danii – 22,6 procent (źródło).
Wskaźnik dla Polski oznacza, że niemal 2/5 wszystkich poruszających się po naszych drogach samochodów w 2019 roku spełniało co najwyżej normę Euro 2. Tymczasem dopiero od normy Euro 3 obowiązującej od 2000 roku zaczęto limitować ilość tlenków azotu wyrzucanych do atmosfery. Fatalne pierwsze miejsce naszego kraju w Unii Europejskiej może oznaczać, że Polacy są zbyt biedni, by inwestować w nowsze pojazdy (i zadbać w ten sposób o czystsze powietrze).
Ale może być to też szansa do wykorzystania. Politycy powinni znaleźć sposób, by wyrzucić z ulic te najstarsze pojazdy, które kopcą na niebiesko i za którymi aż ciężko się czasami jeździ. Oczywiście ich właścicieli nie wolno zostawić w próżni, ludziom należałoby uświadomić, że istnieją nowocześniejsze i czystsze środki transportu, które jednocześnie będą w stanie zaspokoić ich potrzeby.
Takim rozwiązaniem mógłby być choćby polski elektryczny czterokołowiec tworzony zamiast Polskiego Samochodu Elektrycznego „Izera”. Niestety, czterokołowce nie cieszą się w Polsce szczególną estymą, choć na przykład w Rosji uznano, że mogą one zelektryfikować kraj:
Zdjęcie otwierające: wrak na warszawskim Mokotowie, który od siedmiu lat wrasta w ziemię (c) Miasto Jest Nasze / Twitter