Cztery znane japońskie firmy – Honda, Yamaha, Suzuki i Kawasaki – współpracują nad standardem stacji i złączy ładowania elektrycznych motocykli. Żadna z dziś nie ma w ofercie takiego pojazdu, chociaż Honda pokazała już kilka prototypów, a Yamaha sprzedaje elektryczne rowery.
Jeden standard elektrycznych motocykli z Japonii?
Choć w świecie motocykli spalinowych cała wspomniana czwórka ma znaczącą i uznaną pozycję, w świecie elektryków znaczy mniej niż amerykańskie Zero. I to mimo faktu, że kraje Dalekiego Wschodu są absolutnymi liderami w produkcji ogniw elektrycznych.
Dlatego japońscy producenci formują organizację, która ma funkcjonować w roli ciała doradczego dla wszystkich firm (źródło). Ma ona podpowiadać (decydować?) prawdopodobnie w kwestii złączy i stacji ładowania, żeby uniknąć fragmentacji i niepotrzebnej konkurencji w tym segmencie. Niewykluczone, że zadecyduje też o standardzie wymiennych modułów bateryjnych – czyli o elemencie, który zadecydował o sukcesie Gogoro na Tajwanie.
Nie ogłoszono na razie żadnych dalszych planów organizacji, można się jednak spodziewać, że pojawią się dość szybko. Rynek elektrycznych motocykli to dziś egzotyka, ale za kilka lat zacznie przyćmiewać rynek motocykli z silnikami spalinowymi. Największym hamulcem jest dziś niska gęstość energii w ogniwach (0,25-0,3 kWh/kg). Przebicie poziomu 0,4 kWh/kg – a takie parametry są już w zasięgu ręki – sprawi, że motocykle spalinowe zaczną odchodzić do lamusa jako wolniejsze, słabsze i oferujące gorsze zasięgi przy tej samej wielkości zbiornika paliwa lub baterii.