Jak informuje Dziennik Gazeta Prawna, państwowi producenci energii elektrycznej chcą w nowym roku podnieść ceny prądu nawet o 30 procent. Wszystko po to, by zrównoważyć rosnące ceny węgla i coraz droższe prawa do emisji dwutlenku węgla. To jednak nie koniec: odbiorcy biznesowi zapłacą jeszcze więcej.
Droższa energia elektryczna w 2019 roku to już pewnik
Polska energetyka opiera się przede wszystkim (~80 procent) na węglu, który na światowych rynkach drożeje. Oprócz tego coraz więcej płacimy za prawa do emisji CO2: w 2017 roku było to zaledwie kilka euro za tonę dwutlenku węgla, która trafiła do atmosfery, a we wrześniu 2018 jest to już 25 euro za tonę!
Eksperci oceniają, że wnioski o podwyżki sięgające 30 procent to wnioski z kwotami maksymalnymi, których prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE) nie zaakceptuje. Może się zatem okazać, że dla klientów indywidualnych ceny prądu wzrosną o „zaledwie” 10-15 procent i zostaną dodatkowo zbilansowane ulgami podatkowymi.
> Ceny prądu 2019 w Polsce: niewielkie podwyżki w domach, gigantyczne na stacjach ładowania?
Jednak URE nie chroni klientów biznesowych (firm), które muszą płacić stawki rynkowe. Już teraz pojawiają się głosy przedsiębiorców, że tak naprawdę to oni sfinansują rosnące koszty energetyki węglowej. Właściciele firm, którzy komentują sytuację na Twitterze i Facebooku, dzielą się ofertami, jakie otrzymali na rok 2019. Średni wzrost cen energii wynosi około 50-60 procent.
Takie podwyżki mogą się okazać zabójcze dla elektromobilności, ponieważ błyskawicznie okaże się, że nikt nie chce utrzymywać darmowych punktów ładowania, a koszty usługi na stacjach Greenway rosną do porównywalnych z cenami tankowania. Przykładowo: dziś 1 kWh na stacji Greenway kosztuje 1,89 zł. Gdyby podwyżka wyniosła „tylko” o 20 procent, to za przejechanie 100 kilometrów zapłacilibyśmy około 30 zł przy umiejętnej i oszczędnej jeździe.
