Program „Ekonomia – raport” pochodzi ze stacji telewizyjnej Telewizja Republika. Jego celem była prawdopodobnie opowieść o samochodach elektrycznych w kontekście Ustawy o elektromobilności. Cieszymy się, że podjęto temat, jednak audycja jest bardzo słaba, pełna merytorycznych błędów i wprowadza widza w błąd. Oto nasz komentarz do programu.
„Ekonomia – raport” w TV Republika
Spis treści
Gośćmi w studio byli „v-ceprezes Toyota Central Europe”, Witold Nowicki, oraz ekonomista Marek Zuber. Ekonomista zaczyna wypowiedź rzetelnie: studzi zapał, sugeruje realistyczne spojrzenie na Polski Samochód Elektryczny i podpowiada rządowi, żeby uruchomił program dopłat do elektryków.
Marek Zuber: ekonomista, który nie słyszał o GUS
Jednak od mniej więcej 3. minuty programu każda kolejna wypowiedź obnaża jego niewiedzę. Mówi: „nikt nawet nie policzył porządnie (…) czy będziemy w stanie tyle prądu wyprodukować” mając na myśli 1 milion aut elektrycznych premiera Morawieckiego. Nie ma świadomości, że już na starcie prac nad Ustawą o elektromobilności Ministerstwo Energii przygotowało szacunkowe opracowania na ten temat. Jak więc widać, oszacowano, że będziemy w stanie wyprodukować tyle prądu (energii):
Z każdą sekundą ekonomista pogrąża się coraz bardziej: „Przepraszam, a jaki przebieg się zakłada takiego samochodu w ciągu doby?” – mówi. Najwyraźniej nie ma świadomości, że istnieje w Polsce taka instytucja jak Główny Urząd Statystyczny. Dzięki danym GUS wiemy, ile Polacy przejeżdżają rocznie kilometrów (12,1 tysiąca). Co oznacza 33,2 kilometra na dobę.
Gdy wchodzi mu w słowo prowadzący – „Samochody mają zasięg około 100-200 kilometrów” – Marek Zuber mocno się rozkręca: „Zasięg, ale czy ja to przejadę w tydzień? Czy ja to przejadę w dwie godziny?„. Odpowiemy zatem Panu Markowi, że przejedzie tę trasę w 2 godziny. Oto realne zasięgi samochodów elektrycznych z segmentu C, a więc aut normalnej wielkości:
Zasięgi samochodów elektrycznych z segmentu C w warunkach realnych (z klimatyzacją, przy normalnej jeździe)
Witold Nowicki: kampania reklamowa Toyoty
Wypowiedź Witolda Nowickiego również zaczyna się na chłodno i rzetelnie, jednak od około 4:40 startuje marketing torpedujący samochody elektryczne: „…ale samochód elektryczny zawsze będzie miał tę barierę zasięgu i czasu ładowania„.
To oczywiście tylko opinia, do której Witold Nowicki ma prawo. Jednak rozwój technologii w ostatnich 60 latach pokazał nam, że w biznesie wypowiadane z taką pewnością słowo „zawsze” trwa zwykle do 30 lat, a w segmencie aut elektrycznych – około 5-7 lat. Jako przykład można tu przytoczyć pewien fakt: zaledwie 10 lat temu, w 2008 roku, Tesla dopiero rozpoczynała eksperymenty z autami elektrycznymi, a BMW i Nissan ledwie przymierzały się do ich konstruowania. Dziś każda z wymienionych marek ma w swojej ofercie co najmniej jeden model auta elektrycznego, które okrzepło już na rynku.
„Tankowanie elektrolitu” na stacji i auta wodorowe
Wypowiedź prowadzącego o tankowaniu elektrolitu na stacji (4:48) z pewnością miała być śmieszna, ale wywołała nasze skrajne zdumienie (czy prowadzący dolewa elektrolit do baterii w telefonie?). V-ceprezes Toyota Central Europe zręcznie wykorzystał ten moment, by rozpocząć opowieść o doskonałości wodoru jako paliwa napędowego samochodów. Wodoru, który jest paliwem drogim (dziś jego cena jest wyższa niż cena benzyny, mimo dotacji do wodoru i podatków w benzynie!) oraz trudnym i energochłonnym w wytworzeniu.
Przy okazji opowieści o autach na wodór v-ceprezes Toyoty z pełną świadomością minął się z prawdą. Powiedział, że zbiornik wodoru waży kilka kilogramów (5:20), choć doskonale musi wiedzieć, że kompozytowe zbiorniki wodoru ważą dziesiątki kilogramów – inaczej nie wytrzymałyby gigantycznego ciśnienia gazu.
Otóż według oficjalnych danych producenta zbiorniki wodoru w Toyocie Mirai ważą niemal 100 kilogramów (dokładnie 87,5 kilograma), czyli wagowo odpowiadają dziś baterii o pojemności 10-15 kilowatogodzin. Te 10-15 kilowatogodzin w samochodzie elektrycznym wystarczy na przejechanie 50-110 kilometrów.
Warto też dodać, że podany przez Witolda Nowickiego zasięg Toyoty Mirai równy 700 kilometrom jest niezwykle optymistyczny. Oficjalnie obliczony zasięg według procedur pomiarowych EPA – tych samych, które widoczne są na wykresie zasięgów aut elektrycznych powyżej – to 502 kilometry. „Pomyłka” wyniosła więc 39 procent, oczywiście na korzyść Toyoty Mirai.
WAŻNE: www.elektrowoz.pl nie jest przeciwny samochodom na wodór, ponieważ są to auta zeroemisyjne i elektryczne. Prosimy jednak o pozytywną, uczciwą kampanię wodoru zamiast nachalnej negatywnej kampanii samochodów elektrycznych jako zagrażających napędom wodorowym.
Pełna, świadoma dezinformacja: stare hybrydy obok hybryd plug-in
Mniej więcej przed siódmą minutą reportażu rozpoczyna się pełna, bardzo świadomie uprawiana dezinformacja. Około 6:50 Witold Nowicki mówi o nowoczesnych hybrydach plug-in, które „połowę dystansu w mieście pokonują na silniku elektrycznym, a połowę – na silniku spalinowym”. Faktycznie, Toyota ma dziś w ofercie nowoczesną hybrydę plug-in, czyli hybrydę ładowaną z gniazdka: jest to Toyota Prius PHV, która może przejechać do 50 kilometrów wyłącznie na baterii.
Jednak już około 7:05 Witold Nowicki wykonuje zręczny manewr, gdy mówi o Ustawie o elektromobilności. Stwierdza: „Wydaje się, że brakuje w tej ustawie wariantu pośredniego, pomostu, między silnikiem spalinowym a silnikiem elektrycznym”. Oczywiście v-ceprezes Toyota Central Europe jest w pełni świadomy, że w Ustawie o elektromobilności są uwzględnione nowoczesne hybrydy plug-in (jak na przykład Toyota Prius PHV), ale jednocześnie świadomie wyrzucono z niej stare hybrydy, czyli auta, których nie da się naładować z gniazdka – potocznie bowiem obydwa rodzaje samochodów określane są mianem „hybryd”. Właśnie tę dwuznaczność Witold Nowicki wykorzystał w wypowiedzi.
A czym różnią się stare hybrydy od hybryd plug-in i dlaczego świadomie wyrzucono je z Ustawy? Otóż stare hybrydy czerpią energię wyłącznie z benzyny, nie da się ich naładować z gniazdka. Natomiast hybrydy plug-in można ładować z gniazdka, czy to prądem pozyskiwanym z węgla (jak w Polsce), czy z elektrowni wodnych (jak w Albanii) albo wiatrowych.
Nie warto oglądać: